Japonia2005
piątek, stycznia 07, 2005
  Nowy Rok w Tsukuba Science City .

Trzeba się przyzwyczaić do tego, na przykład, że w Japonii jedzie się po lewej stronie ulicy.

Dobrze nam się wiedzie i jechaliśmy pod pięknym słońcem dwie godziny na rowerach przez nieznane nam miasto, po nieznanych ulicach. Bez żadnych problemów zresztą, tylko nie było obiecywanej na planie świątyni buddystycznej w pobliżu naszego domu Ninomiya. Jechaliśmy dalej i złożyliśmy skromną modlitwę noworoczną przypadkowo na skrzyżowaniu znalezionym świętym miejscu Shinto.

Albo do tego, że noc Sylwestra mija bez huku.
Siedzieliśmy spokojnie i syci (mój brzuchaty mąż zawsze gotuje, nawet jak zakupy musi robić w głośnym japońskim supermarkecie, i w drodze do domu zasypia go śnieżyca, i w kuchni prawie niczego nie ma oprócz dwóch ogromnych garnków) w naszym niepokalanym, białym jak świeży śnieg, apartamencie w Ninomiya-House. Od czasu do czasu włączaliśmy telewizora, nie w celu zdobycia kolorów do pokoju, lecz aby go szybko gasić z powrotem. Program wieczorny na wszystkich kanałach był nie do zniesienia, niezrozumiały, szalony i płaczliwy. Gdzieś grali Dziewiąta Symfonia Beethovena, w czyściutkim wykonaniu japońskiej orkiestry, chóru czarno białego (bas i tenor w czarnym fraku, alt i sopran w białej bluzce) i solistów. Dyrygent był Europejczykiem. Może Kurt Masur. Nie wiem. Długi lot nad Syberią wyczyścił pamięć ze wszystkich niepotrzebnych obrazów i nazwisk. Sąsiedzi w domu Ninomiya spali już. Lub wyjechali. Albo z innego powodu zachowali się bezdźwięcznie. Pole za naszym oknem też spokojnie czekał w ciemności. Noc nietknięta. O godzinie 23.45 – włączyliśmy telewizora po raz ostatni, by nie przegapić właściwy dla naszego szampana moment – niespodziewanie przestali krzyczeć i tańczyć i kłaniać się na ekranie. Kamera wędrowała przez cały kraj, z kopuły bomby jądrowej w Hiroszima do tablicy pamiątkowej dla ofiar trzęsieni ziemi w Kobe do milczących tłumów przed świątyniami w dla mnie nie czytelnych miejscowościach. Japonia tonęła właśnie w śniegu. Grubo ubrani ludzie czekali cierpliwie aż przyszła kolei dla nich do dzwonienia dzwonu. Wśród nich twarz europejska. Pokazująca nudę. Kamera długa się zatrzymała nad nią. Nic innego nie było. Krótko po północy odezwał się nasz telefon. Pierwsze życzenia noworoczne z Allschwil. Tam było dopiero czwarta po południu i szwagier w tej chwili zaczął obrać marchewki do zupy.

I do snów.
Po trzech dniach dopiero przestaliśmy zbierać myśli. I powoli tu jesteśmy. Ja ostatnią dziurę w czasie przespałam wczoraj wczesnym wieczorkiem na kanapie w dużym pokoju. Wolfgang dziś rano w łóżku. Obudził się dopiero koło 10-tej i opowiadał, że ja przed chwilą w jego śnie powiedziałam, że słyszę czy łąka jest samotna. Czy dużo ludzi po niej spaceruje, lub mało. Albo żywa dusza.

P.S. Tsukuba znajduje się ok. sto kilometrów na północnym wschodzie od Tokio w prowincji Ibaraki. Na jedynej obszernej zielonej plamie na mapie Japonii, na płaszczyźnie Kanto. Przez którą pływa największa rzeka kraju, Tone-gawa. Przekroczyliśmy ją, kiedy jechaliśmy z lotniska do domu. Tutaj rośnie najwięcej ryżu w Japonii, tutaj produkują najsłynniejszą sake, Gekkeikan, i najlepszy Shoyu (sos sojowy) i Miso (przetwór sosu sojowego). Mój poślubiony kucharz bardzo był zaskoczony podczas pierwszej turze po sklepach, że ryż japoński (innego tu nie ma), który dojrzewa za naszymi oknami, jest droższy niż tajlandzki ryż w chińskim sklepie na Alexanderplatz w Berlinie. Zrezygnował wobec tego z planu kupienia specjalnego garnka do gotowania ryżu i skreślił ryż na następne dwa miesiące z domowego jadłospisu. Na śniadanie jemy sushi, kiszone ogórki i pijemy zupę miso. Na obiad to i owo. Wieczorem podaje kluski wszelkiego rodzaju oraz kieliszeczek nagrzanego w piecyku mikrofalowym Gekkeikan.
 
Comments:
Kochani,
Jeszcze raz baaaaaardzo Wam zazdrościmy tego Dalekiego Wschodu :-) A tak bardziej serio, chcielibysmy wraz z Wami podziwiać, wszystko jedno co: może to być Fuji-yama, może Wieżyca (pamiętacie Kaszuby?) Może jeszcze będzie okazja ...?
Zdjęcia są wspaniałe, choć jeszcze nie wszystko dokładnie obejrzałem - podejrzewam, że zrobimy sobie "sesję" rodzinną dopiero wieczorem.
Czesto o Was myślimy i pozdrawiamy,

Janusz Asatsuki (to szczypiorek po japońsku :-)
 
Prześlij komentarz

<< Home

ARCHIVES
01/02/2005 - 01/09/2005 / 01/09/2005 - 01/16/2005 / 01/16/2005 - 01/23/2005 / 01/23/2005 - 01/30/2005 / 01/30/2005 - 02/06/2005 / 02/06/2005 - 02/13/2005 / 02/13/2005 - 02/20/2005 / 02/20/2005 - 02/27/2005 / 02/27/2005 - 03/06/2005 /


Powered by Blogger