Japonia2005
piątek, stycznia 07, 2005
  Park Doho .
5.1.2005

O ósmej dziesięć odezwał się telefon. Dźwięk jeszcze nie zadomowiony. Sięgnęłam instynktownie po budzik. A ten milczał. Dużo jeszcze potrzebujemy snu. Głębokiego. Słońce już ponad godzinę stoi nad Tsukuba. Jeannette z Londynu musi wiedzieć, jakie są nasze drugie imiona. Ukryła ofertę tanich lotów do Glasgow w internecie. I od razu chce je zarezerwować. Dla wspólnego urlopu w sierpniu w Ardnamurchan.

Profesor dziś ma zadania domowe. Dlatego budzik milczał. Zawsze możemy liczyć na szwajcarskich przyjaciół, mimo że rozsypani na całym świecie. A ponieważ pogoda jest przepiękna, pojechaliśmy najpierw na rowerach po zakupy. To nam zajmuje nadal wyjątkowo dużo czasu, bo zdziwieni rozchodzimy po supermarkecie w poszukiwaniu jednego zrozumiałego słowa, jednego znaczka chińskiego lub międzynarodowego symbolu. Codziennie doznajemy nowe oświecenia. Przedwczoraj zrozumieliśmy, dlaczego w supermarkecie Kasumi nigdzie nie ma zwykłych klusek w regałach. Ponieważ leżą w chłodzonych witrynach i są świeże! Kluski Udon (grube, miękkie z mąki żytniej) obok Soba (brązowe, gryczane) obok Ryżowych (przezroczyste, drobne). W pojedynczych porcjach. Do zużycia w ciągu jednego dnia, najwyżej dwóch. Czyli desperacja nastąpi zaraz: nawet klusek nie można kupić na zapas. Specjalista od turystyki spytał wczoraj w instytucie przyrody specjalizującego się na globalne ocieplenie i związane z nim kataklizmy przyszłe, dlaczego w Japonii nie można trzymać żywność dłużej niż, powiedzmy – dobę. Odpowiedź była prosta: „Because of climatic conditions“. Sok pomarańczowy w kartonach, koncentrat z dodatkiem czystej wody, taki sam zresztą jaki jest w Europie i może wszędzie na świecie, tutaj zaleca się wypić w ciągu dwóch tygodni. Tam przeciętnie w ciągu roku. Ryż sushi z przyprawkami, zapakowany w formie kółka, lub w formie trójkąta (wtedy w środku jest solona suszona śliwka) zjeść trzeb tego samego dnia – na zimno, bo do nagrzania w piecyku mikrofalowym w żadnym wypadku nie nadaje się. Natomiast jak najlepiej jako prowiant podczas półtorej godzinnej jazdy autobusem do Tokio. Więc kluski na kolacje trzeba codziennie nabyć z lodówki w Kasumi. Nie wiem, po co w ogóle mamy w apartamencie własną lodówkę. W nocy temperatura spada ponad zero. Tylko w ciągu dnia kusi błękitne niebo. I płaskie miasto na rozległym polu ryżu, najrozległejszym w całym kraju. Do wycieczek rowerem. Do parku Doho.

Park Doho. Dzisiejsze oświecenie. Położony na południe, wygodny kwadrans od domu Ninomiya na rowerze. W parku basen i centrum sportowy. Nie brak desperacji i w tym wypadku: dziś widocznie zamknięte z powodu desinfekcji. Sprzątaczka właśnie wylewa brudną wodę pod naszymi nogami i coś tam krzyczy. Nic nie rozumiemy. Nie widać nic. Przez zamknięte szklane drzwi i okna. Ani godziny otwarcia. Ani, czy „Japanese only“ – tylko dla Japończyków. Więc odpoczęliśmy na ławce w pełnym słońcu, wgapiliśmy się na malutki stawek i rozmyślaliśmy naszą sytuację. Dzieci karmili kaczki białym chlebem (pewnie kupionym w „Sieger”, austriackiej kawiarni i „Konditorei” na północno zachodnim końcu parku – zdjęcie z tego przeżytku „k.u.k” z biało czerwonym flagem przed domem dostarczę później).

Jesteśmy głodni i łapciwi jak kaczki. Udajemy się na obiad do Manekizushi. Jemy obficie, nawet z deserem. Potem wracamy rowerami do domu. Z czystej ciekawości jedziemy w południowym skrzydle domu Ninomiya windą na dziewiąte piętro. Tam znajdują się salon, dwa pokoje w stylu japońskim, i taras na dachu. Wszystkie drzwi oczywiście są zamknięte, bo pokoje te można wynająć za 191 Yen na godzinę. Z otwartych drzwi windy widzimy na horyzoncie zaśnieżony Fuji.

Dosyć piękna na dzisiaj. Zaczynamy zadania domowe.


 
Comments: Prześlij komentarz

<< Home

ARCHIVES
01/02/2005 - 01/09/2005 / 01/09/2005 - 01/16/2005 / 01/16/2005 - 01/23/2005 / 01/23/2005 - 01/30/2005 / 01/30/2005 - 02/06/2005 / 02/06/2005 - 02/13/2005 / 02/13/2005 - 02/20/2005 / 02/20/2005 - 02/27/2005 / 02/27/2005 - 03/06/2005 /


Powered by Blogger