Japonia2005
niedziela, lutego 20, 2005
  32 A .

Znalazłam się znowu w czasie. Po raz pierwszy nosiłam półbuty. W Shinjuku kupiłam z pomocą Mario baterię dla zegarka. Sama wróciłam do Tsukuba. Krótko przed północą poszłam przez puste miasto do domu. Chyba deszcz padał w ciągu dnia. Również tutaj. Wielką przyjemnością w tym kraju jest to, że ani nocą ani kiedykolwiek w ciągu dnia nikt mnie nie zaczepia.

Profesor wyskoczył z czasu. Na siedzeniu 32 A. Stracił godzinę. Po zwiedzaniu „Highlights of Japanese Art“ w muzeum narodowym w Tokio. I po oglądaniu w wystawie wyjątkowej skarby narodowe świątyni Toshodaiji w Nara. Najstarsza japońska rzeźba z drewna w formie portretu (raczej biustu) Ganinwajo i ogromny Budda Vairocana. Po raz pierwszy mroczne przestrzenie pełno Japończyków. W muzeum przypominali nam przez megafon, że trzeba iść dalej. Trzeba skrócić podziw. Przed muzeum tłoku ludzi polecono przez megafon, że teraz najlepiej przechodzić ulicę przy świetle zielonym, czyli w oczach Japończyków, niebieskim. Profesor, nawet w niedzielę chodzącym spokojem, wytłumaczył w środku całego ścisku, że wina tego nie jest fakt, że wszyscy Japończycy są daltonistami, lecz zwykłe pomieszanie chińskich znaczków ileś tam wieków temu. Z tego samego powodu wołowina (czyli odpowiedni Kanji) na jadłospisach posiada ości a ryby kości.

Jestem zmęczona i idę spać. Smutne w obecnej sytuacji jest to, że nikt mi nie grzeje łóżko. Mario jednak przekonał mnie, żebym nie spała pod stołem. Lepiej będzie, twierdził, jak postawię stół nad łóżkiem. Nic to nie zmienia w chłodnej pościeli. Ale jednak spróbuję. 
Comments: Prześlij komentarz

<< Home

ARCHIVES
01/02/2005 - 01/09/2005 / 01/09/2005 - 01/16/2005 / 01/16/2005 - 01/23/2005 / 01/23/2005 - 01/30/2005 / 01/30/2005 - 02/06/2005 / 02/06/2005 - 02/13/2005 / 02/13/2005 - 02/20/2005 / 02/20/2005 - 02/27/2005 / 02/27/2005 - 03/06/2005 /


Powered by Blogger