Japonia2005
sobota, lutego 12, 2005
  Wycieczka w góry .

Ostatnia wycieczka sobótkowa. W pobliżu. Do domowej góry na północy, Tsukuba-san. Za tydzień, 19-ego lutego zaczyna się oficjalnie kwitnięcie drzew. Wtedy równina Kantō puchnie. Jak rwąca rzeka. Zalewają okolice obserwatorzy kwitnięć. Kontemplują nad kwiatami ume. Podziwiają białe i różowe kwiaty sakura. Patrzą na kwiaty kaede. Uspokaja kwiaty yama-yuri. Zaklinają kwiaty katakuri. Begonia. Kwiaty. Nirinso. Anemony. Kwiaty. Eizan-sumire. Fiołki. Kwiaty. Togoku-mitsuba-tsutsuji. Azalie. Kwiaty. Tsukuba-uguisu-kagura. Miodowe lilie. Kwiaty. Tsukubane. Drzewo sandałowe. Kwiaty. Hoshizaki-yukinoshita. Geranium truskawkowe. Kwiaty. Zbieracze. Poszukiwacze. Prorocy.

Japończycy patrzą na drzewa i kwiaty tylko wtedy, kiedy kwitną. Przez resztę roku patrzą na inne rzeczy.

My natomiast czują się zobowiązani, patrzeć zawsze na wszystko. Na brzydotę tak samo jak na piękno. Aż zadławimy się. W zimie lubimy gołe szkielety. Konary. Pączki. Twarde kory. Opuszczone od ludzi świątynie i ogrody. Lasy pozbawione muzyki barokowej. Lodowate stopy.

Jednym autobusem jechaliśmy czterdzieści minut z Tsukuba-Center do ostatniego przystanku, czyli Tsukuba-Eki (= Tsukuba dworzec kolejowy, mimo że tam już od wieków nie odjeżdża żaden pociąg. Martwy dworzec kolejowy zmienił przeznaczenie i przekształcił się na dworzec autobusowy u podnóża góry). Drugim autobusem jechaliśmy z Tsukuba-Eki dziesięć minut w górę do ostatniego przystanku Tsukuba-Jinjya (= punkt wyjściowy dla podziwiaczy kwiatów, zwiedzających świątyń i relikwiarzy, i dla zdobywców wierzchołków). Złożyliśmy obowiązkowe modlitwy i dary przy relikwiarzy Tsukubasan i przy świątyni Omido, potem dzielnie zwierzyliśmy się wyciągowi zębatkowemu na szczyt męski (Nantaisan, 871 metrów p.m.). Zjedliśmy w restauracji z jadalnią obrotową zupę z kluskami i warzywami górskimi. Specjalność zimowa. Smakowała doskonale. Wszystkie kierunki świata leżały przed nami. Profesor był zachwycony. Tego się nie spodziewał. Tu u góry. Udaliśmy się na piechotę na szczyt kobiecy (Nyotaisan, 877 metrów p.m.), który w przeciwieństwie do wszystkich przepowiedni i upiększeń ważniaków jest wyższy od męskiego. Tłok Japończyków na cudownych formacjach skał wywołał na moim ekranie wewnętrznym obrazy ostatniego koszmarnego snu. Właśnie to widziałam w nocy po powrocie z Nara. „Oni są narodem mrowiskowym“ – była moja pierwsza jasna myśl, jak samowolnie wyłączyłam ekran i skończyłam sen. Jeśli jeden podąża do góry, wtedy wszyscy dążą za nim. Wszystko jedno, czy tam jest miejsca dla nich, czy nie.

Rozległa równina Kantō pod nami. Największe pole ryżowe Japonii w jaskrawym słońcu. Na horyzoncie drapacze chmur. Tokio. Mgła wiosenna. Cieniutka kreska błyszczącej zatoki. Fuji ukrył się w chmurach. Za to na zachodzie pokazał się zaśnieżony Asama-yama. I w kierunku północnym blaknęły szczyty Echigo. Góry, które przecinaliśmy w drodze do Niigata Shinkansenem. Podniosłość ograniczonej równiny. Szczyty, męski tak samo jak kobiecy, częściowo pokryte były lodem.

Schodziliśmy do stacji kolejki linowej napowietrznej. Huśtaliśmy się z muzyką Mozarta i zgrają japońską w kierunku doliny. Wędrowaliśmy samiuteńki przez obszerny las do Hakujya Benton. Płyty asfaltowe i dopasowane do malutkich kroków Japończyków kamienia. Ból żywo wyskoczył do prawego kolana. Czekaliśmy z bananem na autobus do Eki. Podzieliśmy się ostatnią czekoladą z Berlina do Center. Na rowerach do domu. W apartamencie 2108 zdziwieni dotykaliśmy wypieki. Ostatni dzień zimy. 
Comments: Prześlij komentarz

<< Home

ARCHIVES
01/02/2005 - 01/09/2005 / 01/09/2005 - 01/16/2005 / 01/16/2005 - 01/23/2005 / 01/23/2005 - 01/30/2005 / 01/30/2005 - 02/06/2005 / 02/06/2005 - 02/13/2005 / 02/13/2005 - 02/20/2005 / 02/20/2005 - 02/27/2005 / 02/27/2005 - 03/06/2005 /


Powered by Blogger